Forum Warownia Strona Główna Warownia



Arziel: Po Przemianie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Warownia Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Zephonim
Honorowy Zabójca



Dołączył: 06 Cze 2005
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów


 PostWysłany: Czw 19:46, 11 Sie 2005    Temat postu: Arziel: Po Przemianie Back to top

- To Dar, chłopcze! – usłyszał po raz kolejny wołanie swojego „ojca”.
Mentor Arziela na siłę starał mu się wmówić, że wampiryzm jest Darem.
Drzwi trzasnęły, kiedy młody kainita je zamknął. Jako wampir, Arziel dysponował znacznie większą siłą, niż śmiertelnicy, ale nie chciał tego. Wolał być Michałem. Śmiertelnym człowiekiem. Ze złością uderzył pięścią w drzwi, prawie je wyłamując. Załamał się. Siadł na fotel, ukrył blade oblicze w dłoniach i zaczął płakać krwistymi łzami.
Był wampirem dopiero trzy dni.
Wampirzy ojciec Arziela opowiedział mu historię Przeklętych i to co powinien wiedzieć o Rodzinie. W mieście było siedem wampirów, a siedziba Księcia znajdowała się w budynku Starej Poczty.
- Wychodzę. – powiedział Arziel zakładając kurtkę
- Dokąd? – spytał znad gazety jego mentor.
- Do miasta.
- Bez mojej opieki? Pamiętaj, że jesteś słaby, Arzielu.
- Najpierw mój ojciec, teraz ty! Za kogo wy mnie macie?
- Ja jestem twoim ojcem! – krzyknął starszy wampir. Arziel już tego nie słyszał. Wyszedł z kamienicy. Na podwórzu pod klatką stało kilu skejtów i jacyś starcy na ławkach.
Był wczesny jesienny dzień. Niebo było zachmurzone, ale było dość ciepło. Na ulicy było dużo ludzi, lecz jeszcze nie tłum. Arziel nie zdawał sobie sprawy, ale przyciągał uwagę- wyglądał jak jeden z tych śmiertelników, którzy udają, że są wampirami. Ironia. Ludzie udają, że są kainitami, a ci, że są ludźmi.
Chodził po mieście jakiś czas. Nadchodziło południe i zaczęło się przejaśniać.
Słońce paliło skórę Arziela, jak suchą trawę. Czuł, że po prostu zaczyna się palić. Krzyknął, kilku ludzi odwróciło się w jego stronę.
Biegł przez miasto starając się zakryć kurtką. Ludzie na ulicy odwracali się w jego stronę, gdy przebiegał obok nich. Czuł na sobie ich wzrok.
Znalazł schronienie pod dachem w zaułku. Na jego nieszczęście to miejsce zajmowała już jakaś banda. Arziel starał nie rzucać się w oczy, ale szybko zauważył, że stara się na próżno. Największy z bandytów- łysy napakowany facet w dresie podszedł do Arziela i popchnął go.
- Dawaj kasę, mały.
Normalnego człowieka ten cios by powalił, ale Arziel nie był już normalny. Spojrzał w oczy górującego nad nim dresa, sugerując mu, że nie otrzyma jego pieniędzy. Bandzior zaśmiał się szyderczo i zamachnął się podobną do kamienia pięścią. Wampir z łatwością uchylił się przed ciosem. Arziel odpowiedział uderzając z łokcia z splot słoneczny pakera. Dres cofnął się o krok, jednak zaraz zaszarżował na Arziela. Brutalną siłę dresiarza Arziel nadrabiał szybkością. Widząc, że ich przywódca jest w opałach pozostali bandyci rzucili się na Arziela. Młody wampir zaczynał mieć kłopoty, gdy nagle poczuł, że jest w stanie kontrolować część samego siebie. A dokładnie swoją szybkość.
Teraz szale się przechyliły. Arziel miotał się i wykonywał serie szybkich ciosów. Pozostawał nieosiągalny dla brutalnych ciosów jego napastników. Zauważył, że trzech już uciekło. Teraz zostało tylko dwóch, lecz w zaraz został tylko jeden – ten, który zaczepił Arziela. Teraz wiedział, że już nigdy więcej nie popełni tego błędu.
Gdy zwycięstwo miał już w kieszeni, poczuł, że ogarnia go dziwna żądza- byłą silniejsza, niż jakiekolwiek pragnienia śmiertelników. Wypełniała cały umysł i pobudzała. Arziel wiedział, co to oznacza. Poczuł, jak wydłużają mu się kły. Nie widział już przerażenia w oczach napastnika. Teraz liczyła się tylko uczta, jaka miała zaraz nastąpić.
Krew nieszczęśnika zalała chodnik. Ściekała Arzielowi po szyi i spływała na ubranie. Wampir chciwie pił każdą kroplę, jaka wypłynęła z tętnicy pakera. Gdy był już bliski śmierci, Arziel odrzucił zakrwawione ciało na ziemię. Głód minął, ustępując jedynie smutkowi. Prawie zabił człowieka! To był dla młodego kainity szok. Może i był wampirem, ale wciąż zachowywał ludzkie cechy osobowości. Otarł usta dłonią i z niesmakiem spojrzał na plamy krwi na jego dłoni. Krwi przelanej przez Bestię, którą się stał przez chore pragnienia swojego wampirzego ojca. Postanowił przeszukać ciało – znalazł trochę pieniędzy i pistolet, pewnie ukradziony z jakiejś strzelnicy. Włożył go do wewnętrznej kieszeni kurtki. Pieniędzy nie brał.
Wrócił do mieszkania Nowickiego myśląc o swoim przeklętym losie i o zbrodni, której przed chwilą dokonał.
Szarpnął za klamkę i wkroczył do przedpokoju. Jego mentor siedział na fotelu naprzeciwko wejścia.
- Możesz być z siebie dumny, chłopcze. – powiedział nieznacznie się uśmiechając. Arziel nie odwzajemnił uśmiechu. Zamiast tego na jego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia dla istoty jaką się stał.

Miesiąc później

Przez ten okres Arziel uczył się panować nad swoimi mocami. Mentor pokazał mu, jak używać jego darów i jak kontrolować Bestię, którą każdy z kainitów w sobie nosił. Poza tym uczył się też jak wyczuwać nastroje innych i jak rozpoznać kłamstwo, pokazał jak ukrywać się przed wzrokiem innych i jak zachowywać się w wyższych sferach wampirzej hierarchii. Arziel stopniowo zaczął pojmować, że jego mentor jest kimś, kim jego prawdziwy ojciec powinien być od początku. Pewnego dnia, na upływ których wampiry nie zwracają większej uwagi, jego mentor zaskoczył Arziela niespodziewaną wiadomością.
- Zamierzam cię zabrać do Księcia. – powiedział pewnego nieprzyjemnego deszczowego wieczoru, które o tej porze roku były prawie codziennie.
- Do Księcia? – zdziwił się Arziel. – To przecież najpotężniejszy wampir w mieście!
- Zgadza się. Uważam, że dobrze będzie, jeśli się poznacie. Mam pewne wpływy w mieście i uznałem, że dobrze będzie, jeśli Książe pozna cię osobiście.
I tak też się stało. Następny dzień upłynął Arzielowi na przygotowaniach do spotkania i na słuchaniu dobrych rad mentora.
- Nie mów nic, dopóki nie zostaniesz zapytany. – powtórzył po raz kolejny. Młody kainita miał już dość wysłuchiwania dobrych rad, ale wiedział, że to dla jego dobra.
Arziel miał na sobie czarny schludny garnitur i buty w tym samym kolorze. Stanął jeszcze przed lustrem i poprawił kołnierz. Gdy jego mentor nie mógł tego zobaczyć, Arziel włożył znalezioną broń za pasek. Już miał wychodzić, gdy jego mentor go zatrzymał.
- Jeszcze jedno. Nie waż się wspominać o swojej normalnej rodzinie. Od teraz twoją rodziną są pozostałe wampiry, rozumiesz?
Arziel przytaknął i zszedł po schodach, na podwórze zabytkowej kamienicy. Wsiadł wraz z mentorem do starego Opla Kadeta. Spojrzał na zegarek – była dwudziesta trzecia.
Jechali około trzech kwadransów. Samochód zatrzymał się na parkingu przed osiedlem oblepionych reklamami domków. Arziel wysiadł i zamknął drzwi. Na prawo od wyjścia wznosił się majestatyczny ceglany budynek poczty, bardziej przypominający zamek, niż miejsce publiczne.
Obu kainitów weszło do środka. Przy stoliku w holu stał bezdomny. Mentor Arziela podszedł do niego i powiedział szeptem „Potworami jesteśmy, aby potworami się nie stać”.
Włóczęga zrozumiał. Nakazał wampirom, by szli za nim.
Przed zejściem po ciemnych schodach strażnik zawiązał Arzielowi oczy przepaską i poprowadził go w dół. Przy każdym skrzyżowaniu (Arzielowi udało się naliczyć cztery) strażnik kręcił nim do okoła, by stracił wyczucie kierunku.
Gdy wreszcie doszli na miejsce drogę torowały hebanowe wrota pokryte rysunkami wampirów i służących im ludzi. Odźwierni rozchylili wrota przepuszczając Arziela i jego mentora.
Podłoga była z nierównych kamieni, a na posadzce odbijał się cień Ankhu. Na tronie na wprost wejścia siedział dumny Książe. Właśnie takiego widoku spodziewał się Arziel – ubrany cały na czarno, zimna i nieprzyjazna twarz z haczykowatym nosem i długie, lecz równo ułożone włosy. Jakby dla podkreślenia swojej roli Książe trzymał długi ozdobny miecz. Na tronem była wstawiona kratownica z Ankhiem pośrodku. Przez luki między prętami wpadało światło dając wspaniały cień. Po obu bokach tronu stali dwaj goryle w kałaszami w potężnych dłoniach.
- Uklęknij. – napomniał mentor swojego potomka.
- A więc, ty jesteś Arziel. – powiedział Książe, bardziej do siebie, niż do młodego.
- Słyszałem już o tobie to i owo. Jesteś w klanie Toreador, czyż nie?
- Jestem, Panie. – odpowiedział Arziel nie podnosząc wzroku na Księcia.
- Słyszałem też, że Toreadorów cechuje ogromna miłość własna, czy to prawda, Arzielu?
- Mój mentor wychowuje mnie w miłości do Rodziny, Panie.
Książe uśmiechnął się do starszego wampira.
- Słyszałem, że szybko się uczysz i masz talent. Może zostałbyś kim ważnym... o ile twój mentor dalej będzie dalej się tak o ciebie troszczył. – Arziel wyraźnie wyczuł sarkazm w jego głosie.
- Idź już. – ponaglił, a dla podkreślenia swoich słów wskazał dłonią w kierunku drzwi.
Arziel skłonił się i wyszedł z komnaty nie odwracając się plecami do Księcia.
Kilkanaście minut później wracali Oplem do domu.
- Zrobiłeś na nim wrażenie. – powiedział ojcowskim tonem mentor.
- Ja bym tak nie powiedział. – powiedział trochę zawiedziony Arziel
- Niektórzy są wyprowadzani przez strażników, uwierz mi.
- Mówiłeś, że spotkania z Księciem dostępują tylko ci, którzy wychodzą spod opieki mentorów.
- Na to wygląda. – powiedział Nowicki. Na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech. Arziel nie mógł tego zauważyć w mroku.
 
Zobacz profil autora
Nevar
Zarządca



Dołączył: 05 Cze 2005
Posty: 710
Przeczytał: 0 tematów


 PostWysłany: Czw 20:42, 11 Sie 2005    Temat postu: Back to top

Dobre. To będzie 20 sztuk (ciut brakowało do 3 stron w txt ale i tak uznajemy że opowiadanie jest pomiędzy krótkim i długim Wink ) Yellow_Light_Colorz_PDT_12 .
 
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Warownia Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach